W biznesie nie ma sytuacji bez wyjścia. Chyba że nie przyjmujemy żadnej z opcji jako znalezione przez nas wyjście.
Ponad jedną trzecią swojego życia jestem na rynku pracy. Cały ten czas spędziłam w biznesie, głównie w sprzedaży. Jednak zakupami i optymalizacją procesów też się zajmowałam. Pojawił się element rozwoju biznesu, a wraz z rozwojem przyszły stanowiska menedżerskie. Po tych wszystkich latach posiadam już pewien bagaż doświadczeń, własnych przekonań i zasad. Teraz już wiem, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Chyba że nie przyjmujemy żadnej z opcji jako znalezione przez nas wyjście.
Kto szuka, ten zawsze znajdzie
W kwestii tzw. sytuacji bez wyjścia mam swój patent. Przypomina mi się moja nauczycielka z podstawówki, która nieustannie wymyślała zabawy, gry mające na celu zmobilizowanie nas do działania, zachęcenie do nauki. Nagrodą była wklejona w dzienniczku jaskółka, czyli wygrywał ten, kto miał maksymalną liczbę na koniec tygodnia. Maksymalną liczbę „nagród” można było zdobyć podczas gry, która odbywała się w bibliotece, gdzie mieliśmy za zadanie znaleźć książki o konkretnym tytule, kolorze itp. Docelowo miało to nas zachęcić do dalszego korzystania ze szkolnej biblioteki. Pamiętam to uczucie przerażenia po wejściu do biblioteki, wtedy wydusiłam z siebie: „To się nie uda, tych regałów i książek jest zbyt dużo…”. Na co nauczycielka ze spokojem odpowiedziała: „Pamiętaj: kto szuka, ten zawsze znajdzie! Nie poddawaj się!”. Minęło już ponad 25 lat, a za każdym razem, kiedy już sama tracę wiarę w znalezienie odpowiedniego rozwiązania, przypominam sobie tę sytuację.
Zamiast problemów są wyzwania
Nikt nie mówi obecnie o problemach. Problemy nazywamy wyzwaniami. Wyzwaniem niejednego zespołu, działu, organizacji w tym roku są koszty – operacyjne, inwestycyjne, które mają się nijak i nie odzwierciedlają tych rzeczywistych (bo przecież mało kto był w stanie się przygotować w 100% na tak wysoką inflację i wzrost kosztów operacyjnych, zatwierdzając budżet rok temu). Słyszymy wokół o coraz bardziej nieopłacalnych projektach, P&L‑ach, likwidacji działów. Arkusz Excel przyjmie każde rozwiązanie, więc warto szukać tych najbardziej trafnych. To jest połowa sukcesu, warto pamiętać o skutecznej implementacji, by te najbardziej trafne pomysły, znalezione przez nas, nie utknęły na poziomie plików i folderów.
I tu powoli przechodzimy do tak zwanej asertywności oraz działania tu i teraz. Innymi słowy „nie odkładaj na jutro tego, co możesz zrobić jeszcze dzisiaj”. Oczywiście – nic na siłę. Pamiętajmy o dominującym ostatnio w prasie dla menedżerów podejściu „work‑life balance”. Ale tu nie do końca o tym. Byłam kiedyś zaangażowana w case biznesowy, decyzje o dalszych losach którego miały permanentny status „do dalszej analizy”. Nie wiem, ile tych analiz przeprowadziliśmy… przynajmniej dziesięć. Chodziło o dalszą ekspansję na konkretnym rynku. Zastanawiał się nad nią finansista, księgowa, temat był oczywiście omawiany na każdym zarządzie (zebraniu zarządu). Zmienialiśmy podejście, założenia. A w międzyczasie konkurencja zaczęła już proces rejestracji, co dla nas oznaczało, że już nie mamy nad czym się zastanawiać, bo i tak nie będziemy pierwsi na tym rynku, a taki był cel – zbudować rynek od podstaw.
Priorytety to podstawa
Na koniec jeszcze o wielozadaniowości oraz radzeniu sobie z natłokiem spraw i obowiązków. Uważam, że to, co nazywamy „wysoką kulturą organizacyjną”, to nie to, co mówimy innym podczas rozmów na Teamsie, lecz liczą się działania oraz sposób ustawiania priorytetów. Lubimy ponarzekać sobie przy kawie na tempo, natłok spraw… Też mi się zdarza. I w pewnych momentach wydaje nam się, że jesteśmy przebodźcowani, że głowa za chwilę dosłownie wybuchnie. Każdy ma swój sposób na radzenie sobie w takich sytuacjach. U mnie sprawdza się zadanie sobie pytania: co się wydarzy, jeśli zadanie nr 1 wykonam dzisiaj? Czy przeniesie to pożądany efekt? Jeżeli nie, to może warto sięgnąć po nr 2 z listy, efekt którego odczuje już dzisiaj cały dział lub/i doceni klient. Staram się również przewidzieć rozwój zdarzeń „po” odpowiednio ułożonej kolejności działań. To zawsze podpowiada mi, od czego mam zacząć, a co siłą rzeczy musi poczekać.
Jednak najważniejsze dla mnie założenie zostawiałam na koniec: to bycie w zgodzie ze sobą. Zapewniłam sobie stabilność emocjonalną poprzez wykonywanie pracy o charakterze, który lubię, w takiej postaci, która przynosi mi radość, która mnie nie gnębi i nie zaburza mojej strefy komfortu.