Początkowym efektem pandemii było to, że ludzie tracili pracę. Efekt długoterminowy jest odwrotny – ludzie rzucają pracę.
Wszyscy umrzemy. Ja umrę, ty umrzesz, on umrze, ona umrze. Pandemia COVID‑19 dosadnie nam o tym przypomniała – i uświadomiła wielu ludziom, że ich dni są autentycznie policzone. Na początku wywołało to powszechną panikę i mobilizację (Zostań w domu!), potem równie powszechne zniechęcenie i lekceważenie zagrożeń, a na koniec – refleksję. Refleksję, która skłoniła niektórych do zachowań sprawiających wrażenie nie do końca racjonalnych, a nawet trochę szalonych. Mianowicie – do rezygnacji ze stałej pracy.
Memento mori po raz pierwszy – praca
Zaraz, chwileczkę – o jakim rezygnowaniu z pracy mówimy? Przecież widocznym wszędzie efektem kryzysu wywołanego pandemią COVID‑19 jest to, że ludzie tracili i nadal tracą pracę – zupełnie wbrew swojej woli. Przedsiębiorstwa bankrutują, a całe branże i sektory rynku balansują na granicy biznesowego być albo nie być. Firmy rozpaczliwie walczą o przetrwanie, mimo działań administracji publicznej (lub też z powodu z powodu tychże działań...). W takich okolicznościach myślenie o porzucaniu zacisznej przystani pracy, zapewniającej tak pożądane i cenione bezpieczeństwo finansowe, wydaje się wręcz absurdalne.
Nie zapominajmy jednak o pełnym obrazie sceny aktualnych wydarzeń. Utrata pracy, bankructwo firmy, potężne obcięcia wpływów lub obniżki pensji – to wszystko bardzo poważne problemy, ale mimo wszystko „wyrwane z kontekstu”. Tym kontekstem jest śmierć.
Indeks górny I wtedy wchodzi ona, cała w czerni... Indeks górny koniecI wtedy wchodzi ona, cała w czerni...
Problemy biznesowe i finansowe nie wydają się już aż tak poważne temu, komu umarł w ostatnim czasie przyjaciel, rodzice, bliski sąsiad czy koleżanka z biurka obok. Fakty są takie, że niemal każdy z nas „otarł się o śmierć” w czasie ostatnich kilkunastu miesięcy – i to nieraz śmierć zaskakującą i nielogiczną („taki młody był, maratony biegał – a jednak COVID go pokonał...”). Chcąc, nie chcąc, musieliśmy spojrzeć na swoją karierę zawodową i działalność biznesową w kontekście kruchości ludzkiego życia – także własnego. I właśnie dlatego wiele osób zaczęło się zastanawiać, czy to, co aktualnie ze swoim życiem zawodowym robią, nie jest w jakimś stopniu marnowaniem tego krótkiego, bezcennego czasu, który jest im dany.
Memento mori po raz drugi – intensywność
Zostawmy na chwilę obecną pandemię i spójrzmy szerzej: jak zachowują się ludzie podczas różnych wydarzeń, które łączy pewne tragiczne podobieństwo – świadomość, że śmierć nie jest czymś abstrakcyjnym i odległym, ale stała się bliska i prawdopodobna niczym ostrze gilotyny wiszące już nad szyją. Taka świadomość bardzo dużo zmienia – i proporcjonalnie do tego zmieniają się też zachowania niektórych, co dobrze przedstawiają te dwa obrazki:
Inni wyładowywali się w wyuzdanej, przerażonej żądzy użycia, uprawiali orgie pijackie i urządzali zabawy taneczne i miłosne, przy których śmierć pociągała smyczkiem.
Indeks górny Herman Hesse, Narcyz i Złotousty, tłum. Marceli Tarnowski Indeks górny koniecHerman Hesse, Narcyz i Złotousty, tłum. Marceli Tarnowski
Liczba pieszych powiększyła się znacznie i nawet w godzinach pracy wielu ludzi, zmuszonych do bezczynności na skutek zamknięcia sklepów czy niektórych biur, zapełniało ulice i kawiarnie. Na razie nie byli jeszcze bezrobotnymi; mieli urlopy. Tak więc około trzeciej po południu na przykład, pod pięknym niebem, Oran zdawał się złudnie świętującym miastem, gdzie zatrzymano ruch i zamknięto sklepy, by umożliwić pochód ludności, i gdzie mieszkańcy wylegli na ulice, by wziąć udział w zabawach.
Indeks górny Albert Camus, Dżuma, tłum. Joanna Guze Indeks górny koniecAlbert Camus, Dżuma, tłum. Joanna Guze
Oczywiście to tylko wyrwane z kontekstu cytaty, przedstawiające zachowanie jedynie części społeczeństwa. Dodać też należy, że pochodzą one nie z dzieł historycznych, ale literatury pięknej. Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż w tym miejscu nie chodzi o dane statystyczne, ale o sam charakter, obraz pewnego zjawiska. A ten jest za każdym razem podobny: w obliczu bliskości śmierci niektórzy starają się bardzo wzmocnić intensywność życia, w mniej lub bardziej radykalny sposób.
Czy dotyczy to także pandemii COVID‑19?
Indeks górny Popularne w wiekach średnich przedstawienie tak zwanego „tańca śmierci” przypominało, że wobec niej wszyscy są równi – niezależnie od majątku, zawodu, stanu czy wieku. Najdobitniej objawiało się to właśnie w czasach pandemii. Indeks górny koniecPopularne w wiekach średnich przedstawienie tak zwanego „tańca śmierci” przypominało, że wobec niej wszyscy są równi – niezależnie od majątku, zawodu, stanu czy wieku. Najdobitniej objawiało się to właśnie w czasach pandemii.
Tragedia mierzona liczbami
Pomińmy osobiste tragedie tych, którzy zetknęli się w ostatnich miesiącach ze śmiercią bliskich osób, i wrzućmy dane na temat COVID‑19 do tabelki w arkuszu kalkulacyjnym. Patrząc na bezduszne liczby, łatwo można dojść do wniosku, że obecna pandemia tak się ma do tragedii sprzed stu czy kilkuset lat, jak klaps w pupę w porównaniu do ciosu toporem.
Zacznijmy od słynnej „czarnej śmierci”, czyli epidemii dżumy, która w ciągu czterech lat (1347‑1351 r.) zabiła w Europie około 225 milionów ludzi. Jeszcze gorzej wygląda to w stosunku do liczby wszystkich mieszkańców starego kontynentu, albowiem szacuje się, że w czasie tej epidemii wymarła aż 1/3 całej europejskiej populacji.
Kolejnym punktem odniesienia powinna być dla nas pandemia „hiszpanki”, czyli choroby zakaźnej wywołanej przez podtyp H1N1 wirusa grypy A, jaka w ciągu dwóch lat (1918‑1920 r.) przetoczyła się po całej kuli ziemskiej, wstrząsanej dodatkowo wydarzeniami I wojny światowej. Z tego też względu ciężko jest określić precyzyjną liczbę zgonów, ale szacuje się, że z powodu „hiszpanki” umarło między 50 a 100 milionów ludzi. Dodajmy jeszcze, że globalna populacja liczyła w tym czasie ok. 1,5 miliarda ludzi, a zatem śmierć poniosło 3‑7% z nich.
Na COVID‑19 (stan na 10.05.2021 według danych Światowej Organizacji Zdrowia) zmarło jak do tej pory niecałe 3 miliony 300 tysięcy osób – na całym świecie, zamieszkiwanym przez 7,8 miliarda ludzi. Jak łatwo policzyć, to nieco ponad 4 promile globalnej populacji. I choć każda z tych śmierci jest czyjąś osobistą tragedią, według obiektywnych kryteriów przechodzimy obecną pandemię wyjątkowo łagodnie.
Memento mori po raz trzeci – YOLO
Musimy jednak pamiętać, że pomiędzy poprzednimi a obecną pandemią jest jeszcze jedna różnica – jeszcze nigdy w historii świata śmierć nie była tak publiczna i tak wyraźnie komunikowana. Codziennie dowiadujemy się dokładnie, ile osób zachorowało i ile zmarło. Niemal codziennie – poprzez media – dochodzą do nas informacje o śmierci znanych, sławnych ludzi. I również niemal codziennie dowiadujemy się o tym (choćby poprzez media społecznościowe), że z powodu COVID‑19 odszedł ktoś z naszych znajomych lub znajomych znajomych.
A zatem w pewnym szczególnym sensie to nieważne, ile osób umarło naprawdę. Liczy się wrażenie wszechobecnej śmierci, wrażenie, które – tak jak niegdyś – u niektórych wywołuje potrzebę wyraźnego zwiększenia intensywności życia. Tylko że obecnie nosi ono nazwę YOLO.
YOLO to akronim pochodzący od słów: You Only Live Once (żyje się tylko raz). Wypromował go około dziesięć lat temu kanadyjski muzyk i raper Aubrey Drake Graham, a jego znaczenie jest łatwe do rozszyfrowania – to swego rodzaju apologia szalonych, mało odpowiedzialnych zachowań i decyzji, których zaletą ma być przede wszystkim jakość, intensywność doznań. Bo skoro „żyje się tylko raz”, to szkoda życia na powtarzalne i nudne chodzenie w kieracie.
Zjawisko, a nawet pojęcie, nie jest zatem nowe, a jednak COVID‑19 niesamowicie je zintensyfikował. I nie chodzi tu tylko o wspominane już powszechne zetknięcie ze śmiercią, choć już samo memento mori stanowi wystarczający „element motywujący” na rzecz zwiększenia intensywności życia. Jest jednak jeszcze drugi powód – kilkanaście miesięcy pandemii sprawiło, że wiele czynnych zawodowo osób zgromadziło znaczące zasoby finansowe. Po pierwsze dlatego, że początkowa niepewność skłaniała wielu pracowników do powiększenia oszczędności na czarną godzinę. Po drugie – bo czasem po prostu nie było na co wydawać, skoro nie dało się podróżować, pójść do kina czy restauracji. A większe oszczędności to większe poczucie bezpieczeństwa podczas podejmowania niezbyt racjonalnych decyzji – takich właśnie jak zwolnienie się z pracy.
Tego typu zjawisko coraz intensywniej obserwowane jest w krajach takich jak Stany Zjednoczone. Często nie jest to wprawdzie totalne „rzucanie” pracy, ale decyzja o jej zmianie – według różnych szacunków i źródeł z takim zamiarem nosi się obecnie od 40 do 50% pracowników. Przy czym często nie chodzi tu o zmianę połączoną z awansem czy wyższym wynagrodzeniem, ale raczej z przejściem z etatu na działanie z pozycji freelancera, podejmującego pracę jedynie dorywczo i dysponującego większą ilością czasu na cieszenie się życiem, na przeżywanie go w sposób znacznie bardziej intensywny. Bo żyje się tylko raz.
Czy w Polsce zjawisko YOLO również jest już możliwe do zaobserwowania? Szczegółowych badań tego konkretnego zagadnienia jeszcze nie ma (lub mi nie udało się do takich dotrzeć), ale pośrednio potwierdzają możliwość wystąpienia YOLO dwa ważne parametry. Po pierwsze, Polacy także zgromadzili w ostatnich miesiącach znacznie większe oszczędności (średnio 6000 zł więcej w przeliczeniu na mieszkańca kraju), a zatem zjawisko wzrostu poczucia bezpieczeństwa – nawet mimo spadku siły nabywczej naszej waluty – powinno występować. Po drugie, jak pokazują badania, również w Polsce znacząco zwiększyła się liczba osób, które rozważają zmianę pracy i z optymizmem oceniają szanse na pozytywny efekt takiej decyzji.
A zatem wszyscy umrzemy i żyje się tylko raz. Memento mori oraz YOLO. Historia po raz kolejny zatacza koło, choć oczywiście średniowieczne zabawy i orgie urządzane przy okazji epidemii „czarnej śmierci” nie przystają bezpośrednio do sytuacji, w której suto opłacany prawnik rzuca kancelarię i rozpoczyna podróż dookoła świata, zaś szanowany urzędnik składa wymówienie i przerzuca się na malowanie obrazów. A jednak tego typu zjawiska mają ze sobą wiele wspólnego, zaś przede wszystkim przypominają nam, jak cenna jest każda chwila naszego życia, jak ważna jest każda drobina czasu, który został nam dany. Nie wolno nam go zmarnować.
Indeks górny Ilustracje: Shutterstock Indeks górny koniecIlustracje: Shutterstock