Rynkiem samochodowym wstrząsają kolejne kryzysy związane z pandemią, zakłóceniami w łańcuchach dostaw, ograniczeniem w dostępności półprzewodników, a ostatnio – wojną w Ukrainie. Nie ulega więc wątpliwości, że sposób zarządzania flotą również powinien zostać całkowicie przedefiniowany.
Czy tego chcemy, czy nie, skończyły się już czasy, w których (poza wyjątkowymi przypadkami) firmowy park samochodowy zmieniało się co trzy lata, podczas których można było dodatkowo oszczędzić sporo na serwisie. Ewentualne problemy wynikające chociażby ze zbyt rzadkiej wymiany oleju silnikowego czy innych „oszczędności serwisowych” spadały na drugiego lub trzeciego właściciela pojazdu.
Warto tym samym sobie uświadomić, że tym drugim czy trzecim „właścicielem” w dzisiejszych czasach pozostaje właściciel pierwszy. Z wielu powodów. Przede wszystkim gwałtownie wzrosły ceny aut, a na dodatek nowe samochody nie czekają wcale gotowe do odebrania w salonie. To raczej klienci czekają na nowe auta – kilka miesięcy lub nawet znacznie dłużej. Po drugie, wzrosły też ceny aut używanych oraz ceny części.
Wszystko to sprawia, że w najlepiej pojętym interesie firm wskazana jest zdecydowanie większa dbałość o użytkowane pojazdy – zarówno przez osoby zarządzające flotą, jak i samych użytkowników, nadal czasami traktujących służbowe auto w kategorii benefitu.
Dwa nowe, największe wyzwania, z jakimi muszą zmierzyć się obecnie menedżerowie firmowej floty aut to:
W jaki sposób zachować koszty na akceptowalnym, możliwie niezmiennym poziomie, mimo wzrostu cen części i samych aut?
Jak zapewnić mobilność firmowej flocie w sytuacji, w której szybkie kupno nowego samochodu (np. w razie awarii) nie wchodzi w grę?
Na te i inne pytania odpowiedział Adam Karpiński, prezes InterCars Fleet Services podczas webinarium, którego gospodarzem był Tomasz Kulas, redaktor prowadzący „ICAN Management Review”.
