Przywództwo od dawna traktowane jest jako sztuka, a wzorce w tym zakresie wyznaczała dotąd raczej moda niźli fakty. Słyszeliśmy już o wielu, często sprzecznych, sekretach sukcesu liderów. Neuroprzywództwo oferuje nowe uniwersalne podejścia do zarządzania sobą i ludźmi. Dlaczego warto je wypróbować?
Zabrnęliśmy do czasów, w których firmy borykają się z kryzysem przywództwa. Z badań Gallupa (State of the American Manager) wynika, że tylko jedna na dziesięć osób ma naturalne predyspozycje do zarządzania innymi, a rosnące wydatki na szkolenia z zakresu przywództwa nie przynoszą spodziewanych rezultatów. Brak skutecznych liderów staje się zmorą wielu firm, które muszą ponosić koszty większej absencji pracowników, słabego zaangażowania, malejącej wydajności, a w efekcie – szczuplejących zysków. Kołem ratunkowym może okazać się neuroprzywództwo, które rozkwita na naszych oczach. Oferuje ono naukowe podejście do wielu kwestii, które dotychczas były przez menedżerów realizowane na „wyczucie”.
Co nam siedzi w głowie, czyli menedżer – ekspert od mózgu
Do niedawna mózg był czymś w rodzaju czarnej skrzynki. Wiele z tego, co się dzieje w środku, stanowiło niewiadomą. Choć nadal to najbardziej tajemniczy organ w ludzkim ciele, dzisiaj możemy o nim powiedzieć o wiele więcej niż jeszcze kilka lat temu. Ale czy chętnie sięgamy po tę wiedzę do zarządzania organizacjami? Czy nasi menedżerowie wiedzą, co się dzieje w mózgach ich pracowników, gdy ich chwalą, krytykują lub obarczają monotonnymi zadaniami? Czy wiedzą, jak ich mózgi reagują na różne sytuacje i jak mogą zarządzać neuroprzekaźnikami? Gdyby liderzy zaczęli patrzeć przez ten pryzmat, firmy wiele by zyskały.
– Skuteczne przywództwo jest nauką. Sposób, w jaki działamy, reagujemy i oddziałujemy na siebie, jest efektem naszych procesów poznawczych. To, co nas motywuje, co nas nudzi, jak reagujemy na zagrożenia i nagrody, zarówno jako jednostki, jak i grupy, zależy od naszych sieci neuronowych. Dzisiaj możemy śledzić fale mózgowe, reakcje chemiczne i wiele innych procesów, które dzieją się w naszych głowach – wyjaśnia Friderike Fabritius, ekspertka neuroprzywództwa. Jest ona również autorką koncepcji 3F (Fun‑Fear‑Focus) umożliwiającej efektywne delegowanie zadań dzięki wykorzystaniu wiedzy o neuroprzekaźnikach.
Prawdziwe przywództwo zaczyna się i kończy w mózgu
Neuroprzywództwo to dziedzina nauki, która wykorzystuje najnowsze odkrycia o tym, jak funkcjonuje ludzki mózg, i pokazuje, jak tę wiedzę wykorzystywać w biznesie. Zmienia spojrzenie na wiele spraw, kwestionuje sporo narzędzi i metod, które z naukowego punktu widzenia nie są optymalne. Mogły lepiej lub gorzej działać, ale tak naprawdę nie wykorzystywały maksymalnie potencjału sytuacji. Mowa tutaj chociażby o:
wymuszanym w środowiskach pracy multitaskingu, który w rzeczywistości generuje straty (przejście z jednego zadania do drugiego tylko na pozór zajmuje mało czasu, naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine stwierdzili, że potrzeba ok. 23 minut, aby w pełni wrócić na właściwe tory, nawet po krótkiej przerwie),
niesłusznym wysyłaniu pracowników na szkolenia z dziedzin, w których są słabsi (np. wystąpienia publiczne) kosztem inwestowania w ich atuty (zdecydowanie większy zwrot z inwestycji w drugim przypadku!),
przymusowej ciągłej dostępności online (szacuje się, że stałe wysyłanie lub sprawdzanie wiadomości e‑mail może czasowo zmniejszać iloraz inteligencji aż o 15 punktów).
Czy neuroprzywództwo radykalnie zmieni sposób, w jaki prowadzimy i odnosimy sukcesy? To wielce prawdopodobne, o ile liderzy zagłębią się w odkrycia naukowe i zaaplikują je w swoich organizacjach.