Gdy 17 listopada 2019 roku u 55‑latka z prowincji Hubei zaobserwowano symptomy nowej i nieznanej dotąd choroby COVID‑19, nikt nawet sobie nie wyobrażał skutków epidemii wywołanej przez koronawirusa SARS‑CoV‑2. Miesiąc później przypadków zakażenia koronawirusem było już kilkaset, a pewien okulista z miasta Wuhan zaczął ostrzegać kolegów po fachu przed epidemią zapalenia płuc. Nie wycofał się ze swojej opinii, choć policja robiła wiele, by uciszyć lekarza sygnalistę i kilku jego kolegów po fachu. Niestety, niezłomny okulista sam zakaził się wirusem i zmarł w lutym, w marcu zaś epidemia opanowała już cały świat.
Tragediom ludzkim towarzyszy katastrofa ekonomiczna o skali, jakiej dotąd nie doświadczyli współcześni menedżerowie. Wielkość problemu pokazały giełdy. W poniedziałek, 17 marca, gdy już było wiadomo, że świat ma do czynienia z pandemią, indeksy na Wall Street straciły po 12%, co nie zdarzyło się od 1987 roku. Nie było już wątpliwości, że COVID‑19 przyniesie większe straty niż globalny kryzys finansowy z 2008 roku z symbolicznym upadkiem banku Lehman Brothers czy pęknięta bańka internetowa z 2001 roku, która boleśnie zweryfikowała wartość dotcomów. W przeciwieństwie do największych kryzysów obecnego stulecia – spekulacyjnego i finansowego – inwestorzy przestraszyli się nie tyle złych wieści, ile nieprzewidywalności skutków obecnej pandemii. W końcu lepiej każdego dnia otrzymywać złe wieści, niż żyć w ciągłej niepewności.
...