SolarBank wdraża system automatyzacji procesów kredytowych. Forsowane przez dyrektor ds. ryzyka kolejne pomysły ograniczeń wywołują ostry sprzeciw szefa ds. sprzedaży. W obawie przed destrukcyjnym wpływem narastającego konfliktu na organizację prezes banku postanawia wkroczyć i załagodzić przybierające na sile napięcie. Zadania nie ułatwiają mu względy osobiste.
Sergiusz Morawski, prezes SolarBanku, szybkim krokiem podążał do bankowej kantyny. Za chwilę miał tam spotkać się z Dariuszem Stańkowiakiem, dyrektorem sprzedaży. Zastanawiał się, o czym Stańkowiak chciał z nim rozmawiać. Przecież widzieli się dwa dni wcześniej na posiedzeniu zarządu. Jednak pół godziny temu poprosił o pilne spotkanie, a ponieważ harmonogram był napięty, zaproponował wspólny obiad w pracowniczej jadłodajni. Zachowanie Stańkowiaka nie było w jego stylu. Można było wyczuć wzburzenie, a utrata kontroli nad emocjami rzadko mu się zdarzała.
Morawski i Stańkowiak dobrze się znali. Pracowali razem od wielu lat. Wspólnie budowali sukces jednego z wiodących polskich banków na przełomie XX i XXI wieku, a potem, gdy do Polski wchodził SolarBank i Morawski został jego prezesem, bez wahania zaprosił Stańkowiaka do współpracy. Wiedział, że będzie mógł liczyć na jego nieprzeciętne talenty sprzedażowe i organizacyjne. W poprzednim banku – jako dyrektor ds. sprzedaży detalicznej – dokonywał prawdziwych cudów. Za czasów Stańkowiaka bank ten stał się liderem na rynku kredytów hipotecznych. W SolarBanku menedżer potwierdził swoją wartość: zbudował zespół i sprawnie nim zarządzał. Jego sukcesy rynkowe może nie były tak spektakularne, ale w końcu warunki gospodarcze nie były już tak sprzyjające jak dawniej.
...